Obserwuję, myślę, piszę

Strona główna » Posty oznaczone 'Paryż'

Archiwa tagu: Paryż

Deezer walczy – we Francji

Podczas gdy w Polsce rozpoczyna się moda na Spotify, jego konkurent – Deezer chyba nie podejmuje jeszcze rękawicy czując się bezpiecznie w objęciach Orange (tak, wiem, że wybrali agencję PR i Digital, ale po miesiącu od ogłoszenia tego faktu jest cisza), we Francji Deezer walczy.

W połowie lutego byłam w Paryżu. Generalnie w metrze jest szum, ruch, specyficzny zapach, ale nie słychać tam muzyki (chyba, że zdarzy się wędrowny muzyk, albo młody człowiek z ustawioną na full komórką, ale to raczej rzadkie). Stąd moje zaskoczenie, gdy na stacji Opera, po otwarciu drzwi usłyszałam jakiś spokojny rock. Nim się zorientowałam, już ruszaliśmy, a mnie mignęły plakaty reklamujące właśnie Deezer. Oczywiście wróciłam 🙂

CAM00352 CAM00354 CAM00356

Plakaty zobaczyłam tylko na tej stacji (dość popularnej), ale oczywiście może być ich znacznie więcej – tylko ja nie trafiłam. Jest ich trzy rodzaje i wypełniają peron, ustawione w rzędzie. Duże, na ciemnym tle na jasnych ścianach, mogą przykuwać uwagę (choć ściany peronów już dawno są tam powierzchnią reklamową). Nie wiem na ile są skuteczne, ale podejrzewam, że Francuzów muzyka w metrze zaskoczyła znacznie bardziej niż mnie (ja tam bywam co kilkanaście miesięcy, oni – często codziennie), więc pewnie też zaczęli się rozglądać i szukać źródła.

Muzykę słyszałam tylko w piątek – nie wiem, czy był to ostatni dzień tej części kampanii, czy może jest emitowana tylko w dni powszednie (byłam tam od piątku do niedzieli), niemniej jednak – sam pomysł zwrócił uwagę.

Ciekawa jestem, czy u nas pojawią się jakieś ciekawe pomysły, czy pozostanie standardowy komunikat „jesteśmy w Orange”.

Paryż się zmienia

Pamiętam jak byłam tam pierwszy raz… 24 godziny podróży autokarem (masakra – nie polecam nikomu), pełne napięcia oczekiwanie…
Z tamtego czasu pozostało mi w pamięci wiele rzeczy, takich jak:
– jeśli jesteś w Paryżu, (a właściwie we Francji) i chcesz sie dogadać – mów po francusku; pamiętam moje wyuczone zdanie „Parlez vous anglais?”, na które nieodmiennie widziałam zdziwioną minę, jakbym przyleciała z kosmosu (no, wyjątkiem był Office du Tourisme, ale to akurat nie takie dziwne). Niemniej, na moje szczęście, Paryżanie okazali się być bardzo przyjaźnie nastawieni i zawsze jakoś na migi się dogadaliśmy :);
– śmieszne tygodniowe karty Orange (na komunikację miejską); śmieszne, bo trzeba było mieć zdjęcie, ale dziwniejsze było to, że ich bieg rozpoczynał się zawsze w poniedziałek;
Office du Tourisme – miejsce, gdzie można się było dowiedzieć naprawdę wielu rzeczy z tego, co dzieje się w Paryżu – dziś, jutro, za miesiąc; ściana ulotek, książeczek, map. Pewnie nie zobaczyłabym ani połowy z tego, co wtedy widziałam;
– karty „do zwiedzania” (Paris Museum Pass) – wykupywane na 1, 3 lub 5 dni upoważniały do dowolnej ilości darmowych wstępów w wymienione w specjalnej ulotce (była też po angielsku 😉 ) miejsca – głównie muzea, ale nie tylko. Pamiętam, że zaoszczędziliśmy wtedy masę pieniędzy, a ja przez 3 dni codziennie wspinałam się na Łuk Triumfalny (znacznie bardziej go lubię niż Wieżę, szczególnie wieczorem widok zapiera dech);
– wszechobecną reklamę Galerii Lafayette
Oczywiście wspomnień jest dużo więcej, ale te przytoczyłam specjalnie…Zaczęłam od tego, że Paryż się zmienia. Przede wszystkim:
Paryż zaczyna mówić po angielsku. Jest to o tyle zaskakujące, że masowe. Już nikt nie patrzył zdziwiony słysząc moje pytanie o język angielski (ja bardzo słabo mówię po francusku, choć może kiedyś się to zmieni), bardzo często słyszałam potwierdzenie, choć z zaznaczeniem, że tylko troszkę. Niemniej – da się porozumieć. Da się kupić bilet, dopytać o stację, zamówić jedzenie, zapytać o drogę. Naprawdę się da…
– napiszę więcej – zdarza się usłyszeć/zobaczyć język polski. Coś, co trzy-cztery lata temu było nierealne, dziś stało się możliwe. Pierwsze zaskoczenie – na lotnisku – podaję pogranicznikowi paszport z uprzejmym „Bonjour”, a gość mi odpowiada „Dzień dobry”, z ledwie słyszalnym „r”, a później „do widzenia”. Pewnie nie umiał wiele więcej, ale była to miła niespodzianka 🙂 Na dwóch ulotkach z OdT znalazłam opisy po polsku 🙂 (nie wspominając już o tym, że recepcjonistka w hotelu w Paryżu była Polką, a Pani w OdT w Lannion – Polką z pochodzenia (choć, niestety, nie mówiącą po polsku); Niektórym zdarza się pomylić „dzień dobry” z „dziękuję”, ale i tak jest to sympatyczne 🙂
zmniejsza się jakby promocja Paryża – widać to na ulicach, widać w OdT; już nie ma ściany ulotek, jak kiedyś, nie ma takiej ilości map jak kiedyś. Są, ale nie tak różnorodne, nie tyle, co podczas mojej pierwszej wizyty; na ulicach też nie ma takiej ilości informacji jak kiedyś, podobnie w Rerach i Metrze. Nie ma tak wielu koncertów, ani przedstawień. Może to kwestia czasu powakacyjnego, ale chyba nie… Może za dużo turystów mają?…
– karty Orange są nadal, ale można kupić karty przejazdowe na 1, 2, 3 dni (Paris Visite), zaczynające się w dowolnym dniu tygodnia. Dodatkowo zmniejszają one rolę tamtych kart do zwiedzania, (które nadal istnieją, ale obecnie na 2,4 i 6 dni), bo też upoważniają do wejścia za darmo lub po obniżonej cenie w niektóre miejsca;
– Galerię zastąpił Printemps… Teraz on króluje na mapach i w pociągach 😉Ale nadal Paryż ma ten sam urok (choć jeszcze przez tydzień lub dwa przykryty trochę kibicami rugby;) ), tę magię, równie nieuchwytną, nieopisywalną, co wyczuwalną… Za każdym razem, gdy stamtąd wyjeżdżam, myślę o przeprowadzce na dłużej. Choć na rok lub dwa… Ale za każdym razem boję się, że wówczas, gdy przyjadę na stałe, gdy pójdę do pracy, gdy wejdę w codzienność, zagubię tę magię, to coś, co sprawia, że wsiadając do samolotu już marzę o tym, by powrócić, choć na kilka dni. By popatrzeć wieczorem na Champs-Élysées, by posiedzieć w ogrodach Tuilleries lub Wersalu, pojechać do Muzeum Techniki – Cité des sciences et de l’industrie , czy po prostu powłóczyć się po uliczkach, popatrzeć na wystawy, zjeść crepés i Crème Brulée…