Obserwuję, myślę, piszę

Archiwum

PRZENOSINY

Od dziś zapraszam na bloga pod nowym adresem – http://anna.watza.pl/blog. Mam nadzieję, że będzie zaglądać równie chętnie, jak tu 🙂

Naiwność Mentalisty

Lubię serial Mentalista. Co prawda oglądam go jak trafię  na niego akurat i mam czas (czyli jakiś raz na dwa miesiące), ale mimo to lubię. Zarówno dzięki nieszablonowości pomysłu (przystojny manipulator pomaga policji), jak i dla urody Patricka, czyli Simona Bakera. Taki traf był dziś – 12 odcinek II serii…

1906541-simon-baker-jako-mentalista-643-482

Na początku – kamera, jakieś pytania. Nie do końca zręczne odpowiedzi i znów pytania. W końcu główna bohaterka (Teresa Lisbon, szefowa sekcji policji) zdenerwowana wyrzuca z siebie „co to ma być? miał być pozytywny materiał” (jak się okazało – do specjalistki ds mediów). Oczekiwałam czegoś uspokajającego, ale na pewno nie tego, co usłyszałam. W odpowiedzi padło (z naiwnością w oku) „będzie. jak będziemy otwarci, pozytywy same wypłyną„. Dalsze działania specjalistki polegały praktycznie na chodzeniu od biurka do biurka i wypowiedziach typu „agencie, wiceprokurator OCZEKUJE współpracy z mediami”, „agencie, niech pan odpowie na pytania”.

Zastanowiłam się przez chwilę, czy scenarzysta rozmawiał przed tym odcinkiem z jakimś PRowcem, albo rzecznikiem policji. Czy ktoś mu uświadomił, że pozytywy „same” nie wypływają, że nim puści się ludzi przed kamerę, trzeba z nimi porozmawiać, trzeba ustalić co i jak mówimy, przygotować listę pytań trudnych i odpowiedzi na nie. Że dziennikarz nie przychodzi po to, by nakręcić „pozytywny materiał” – od tego jest biuro promocji, które może przygotować film promocyjny. Dziennikarz powinien zrobić materiał obiektywny, ale jego rolą jest drążyć, denerwować, czasem nawet podburzać, by wyciągnąć możliwie dużo informacji. Niekoniecznie tych pozytywnych…

Oczywiście wiem – wtedy Teresa, Patrick i reszta, nawet jeśli czuliby się podrażnieni przez dziennikarzy, nie wybuchaliby zbyt łatwo i nie kazali im spadać. Na dodatek ich przemyślane odpowiedzi nie zostawiałyby aż tak wiele miejsc do popisu dla redaktorów, a i czas byłby bardziej odpowiedni, niż przypadkowy. Ale wtedy akcja zrobiłaby się znacznie mniej ciekawa 😉

Można było zrobić jeszcze jeden zabieg, by ta rola (w takim kontekście, w jakim była w filmie) była wiarygodna. Dziewczę powinno mieć 20 lat, być śliczną laską, którą ktoś zatrudnił, bo jest córką/siostrą/przyjaciółką kogoś na stanowisku i nie było na nią innego pomysłu. Jednak aktorka miała trochę więcej niż 20 wiosen, nie była też zbyt urodziwa, więc takie rozwiązanie nie weszło w grę. Innymi słowy –  wizja scenarzysty była na poziomie studentki. I to przed praktykami.

ment2

Ciekawym rozwiązaniem byłoby obsadzenie w roli PRowca samego Patricka (nie Simona, mam na myśli bohatera). Gość, który niemal czyta w myślach, (a na pewno między wierszami) mógłby się rewelacyjnie sprawdzić w roli, w której wyczucie nastrojów drugiego człowieka, jego oczekiwań i chęci ma niemal kluczową rolę. Z drugiej strony nie jest on zbyt sprawnym dyplomatą, więc długiej kariery raczej w zawodzie rzecznika nie zrobiłby 😉

Igrzyska śmierci – świat stworzony przez media i… bohaterów PR

Igrzyska śmierci – tytuł, który pojawił się w ub. roku wkraczając na ekrany kin i będzie powracał w kolejnych – przez ekranizacje kolejnych części trylogii. Pozornie to książka o antyutopijnym społeczeństwie, fantastyka i dramat z domieszką romasu nastolatek. Ale zerknijcie głębiej…

Ludzie żyją w dystryktach. Jest bieda, głód, ciągłe szukanie rozwiązań. Raz do roku, podczas Dożynek, dwójka nastolatków jest wybierana (losowana) do udziału w Igrzyskach. Z dystryktów najbliższych stolicy (Kapitolowi) wojownicy zgłaszają się sami, im dalej, tym podejście jest proste – wylosowanie to wyrok śmierci. Wylosowane nastolatki, często zabiedzone i głodne, niewysokie, nie mają szans z wytrenowanymi ochotnikami. Giną szybko…

igrzyska

Jakże inaczej to samo zjawisko (Igrzyska) jest postrzegane w samym Kapitolu. To wyczekiwana rozrywka. Trybutów wita wiwatujący na peronach tłum, a znacznie większy gromadzi się przed telewizorami, by oglądać prezentacje, wywiady, wreszcie samą imprezę (dzieci z Kapitolu nie biorą udziału w evencie). To rozrywka – taka sama, jaką były igrzyska w starożytności. Dzieciaki są kreowane na gwiazdy – pierwsza prezentacja przypomina tę na obecnych olimpiadach sportowych – tylko z jeszcze większym skupieniem na nastolatkach. Mają swoich stylistów, których jedynym zadaniem jest przygotować taki strój i makijaż, by zachwycił widzów, by o nim rozmawiali. Nie o skazanych na śmierć dzieciach, ale o strojach, wyglądzie. Młodzi wojownicy udzielają wywiadów, tworzone są ich historie, które potem prowadzący relacje z igrzysk, wykorzystują do podkręcania atmosfery. Miłość – świetnie! Ktoś w dystrykcie czeka? Rozwińmy to! Jest rodzeństwo? Pikantne szczegóły z życia – wykorzystajmy wszystko. Zarówno po stronie medialnej, jak i… PRowej. Bo Igrzyska to także poszukiwanie przychylności sponsorów, których prezenty mogą uratować życie, albo po prostu ułatwić walkę. Dlatego w tle cały czas trwa walka o wizerunek trybutów – to zadanie ich mentorów. To oni walczą o to, by niebaczne zachowania odpowiednio wyjaśnić, by dopowiedzieć to, czego na ekranie nie było widać. By wymyślić lub w konkretny sposób przedstawić historie, które odpowiednio uzupełnią kreowaną historię…

prezentacja

Same igrzyska to perfekcyjnie wyreżyserowane przedstawienie, cały czas kontrolowane przez organizatorów i media. Dziewczyna odbiegła zbyt daleko od konkurentów? Wzniećmy pożar, aby nie było nudno. Ogień zagoni ją naprzeciw konkurentów, więc będzie akcja, która zatrzyma widzów przed ekranami. Młodzi idą powoli, a w pobliżu nie ma wrogów? Zmieńmy dzień na noc i wpuśćmy na arenę bestie… Świat patrzy – i tylko to się liczy…

igrzyska - plakat

To, czego żałuję, to przekłamanie w filmie postaci Peety. W filmie zobaczycie chłopca, który jest świetnym rzecznikiem (siebie samego). Doskonale wie jak rozmawiać z mediami, jak się prezentować publiczności, by go kochano. Wie co powiedzieć w którym momencie, co przemilczeć, albo jak wykorzystać ciszę. Dziś powiedziałabym, że aż taki samorodny talent jest mało realny – raczej musiałby przejść porządny trening medialny. W książce to zagubiony nastolatek. Wstydzi się tłumów, nie ogarnia tego, co dzieje się wokół. Ale stara się i jest szczery. I tym kupuje ludzi, a media to puszczają, bo jest wątek miłosny (na dodatek tragiczny, bo przeżyć może tylko jedno, więc atmosfera robi się bardzo gorąca).

keepcalm

Już na samym początku pojawia się piękne podsumowanie całości wypowiadane przez Gale’a (jednego z bohaterów) – Igrzysk nie byłoby, gdybyśmy ich nie oglądali. I tak jest też w naszej rzeczywistości. Narzekamy, że w mediach królują złe wiadomości. Ale kupujemy prasę i zostajemy na długie godziny, gdy wiadomości są złe, albo szokujące. Gdyby oglądalność „mamy Madzi” była zerowa, media szybko zamknęłyby temat (działy reklamy zareagowałyby natychmiast). Ale oglądalność była spora, więc do dziś mamy odpowiedni serial.

Deezer walczy – we Francji

Podczas gdy w Polsce rozpoczyna się moda na Spotify, jego konkurent – Deezer chyba nie podejmuje jeszcze rękawicy czując się bezpiecznie w objęciach Orange (tak, wiem, że wybrali agencję PR i Digital, ale po miesiącu od ogłoszenia tego faktu jest cisza), we Francji Deezer walczy.

W połowie lutego byłam w Paryżu. Generalnie w metrze jest szum, ruch, specyficzny zapach, ale nie słychać tam muzyki (chyba, że zdarzy się wędrowny muzyk, albo młody człowiek z ustawioną na full komórką, ale to raczej rzadkie). Stąd moje zaskoczenie, gdy na stacji Opera, po otwarciu drzwi usłyszałam jakiś spokojny rock. Nim się zorientowałam, już ruszaliśmy, a mnie mignęły plakaty reklamujące właśnie Deezer. Oczywiście wróciłam 🙂

CAM00352 CAM00354 CAM00356

Plakaty zobaczyłam tylko na tej stacji (dość popularnej), ale oczywiście może być ich znacznie więcej – tylko ja nie trafiłam. Jest ich trzy rodzaje i wypełniają peron, ustawione w rzędzie. Duże, na ciemnym tle na jasnych ścianach, mogą przykuwać uwagę (choć ściany peronów już dawno są tam powierzchnią reklamową). Nie wiem na ile są skuteczne, ale podejrzewam, że Francuzów muzyka w metrze zaskoczyła znacznie bardziej niż mnie (ja tam bywam co kilkanaście miesięcy, oni – często codziennie), więc pewnie też zaczęli się rozglądać i szukać źródła.

Muzykę słyszałam tylko w piątek – nie wiem, czy był to ostatni dzień tej części kampanii, czy może jest emitowana tylko w dni powszednie (byłam tam od piątku do niedzieli), niemniej jednak – sam pomysł zwrócił uwagę.

Ciekawa jestem, czy u nas pojawią się jakieś ciekawe pomysły, czy pozostanie standardowy komunikat „jesteśmy w Orange”.

Wizerunek PR, czyli wpis lekko osobisty

what-is-public-relationsKilka miesięcy temu zaczęłam się zastanawiać nad doktoratem. Po jakiejś setce pomysłów doszłam do wniosku, że ciekawą opcją będzie zbadanie wizerunku… PR. Znam tę branę od wielu lat już, a to, że agencja, w której pracuję jest w międzynarodowej sieci, może ułatwić sprawę i znacznie zwiększyć zasięg badań.Jest to temat, o którym mówi się wiele – na konferencjach, portalach branżowych i nie tylko. Ponoć nikt nie wie, czym jest PR, a jeśli już kojarzy, to z „darmową reklamą”, albo z najwyżej z media relations. Daleko nam w Polsce do tego, by być doradcami zarządów, albo wręcz w randze członków zarządu.

Ale… poza mówieniem o tym, że jest źle, niewiele jest robione. A może wcale nie jest tak źle, jak się nam wydaje? Może PR w wielu miejscach kojarzy się w dużej mierze z kontaktami z mediami? Albo po prostu w tym zwrocie mieści się tak wiele, że nie da się tego dobrze dookreślić?

Nie wiem, czy porwę się na doktorat – koszty „z wolnej stopy” są olbrzymie. Ale zamierzam reaktywować bloga właśnie pod kątem wizerunku PR – w filmach, książkach, artykułach. Ale też pod kątem kampanii, które pokazują PR w ciekawym ujęciu (tak pozytywnym, jak i negatywnym). Jeśli coś ciekawego w tym zakresie wpadnie Wam w oczy/uszy/zakładki – dajcie znać 🙂