Obserwuję, myślę, piszę

Strona główna » Posty oznaczone 'Snickers'

Archiwa tagu: Snickers

Snickersowy telefon

Pierwszy był MBank w 2006 roku (październik, listopad? jakoś tak). Pierwsza firma, która zaoferowała telefonię wirtualną – bez własnej sieci, korzystając z dzierżawionej infrastruktury. Jeszcze w 2006 takie działania zapowiedziało kilka innych firm (większość słowa nie dotrzymała ;)). Dzisiaj jest ich chyba 5 (MBank Mobile, myAvon, WP Mobi, głośny ze względu na zakazane reklamy Mobilking i Carrefour Mova). A dokładnie – 6. Bo miesiąc temu dołączył jeszcze Snickers Mobile (jakoś wcześniej nie zauważyłam – czyżby kolejne kiepskie rozplanowanie marketingowe?).

To jednak pierwsza telefonia, która chyba bardziej ma na celu promocję samej marki (zauważcie, że to Snickers Mobile, a nie Mars Mobile – mimo, że właścicielem jest firma Mars Polska Sp. z o.o.) aniżeli zarobek na telefonach.

Kolejny sygnał, że taki jest cel, to sposób „sprzedaży”, a właściwie rozdawania kart startowych – nie można ich kupić, tylko zdobyć wysyłając kody z batonów – im więcej kodów, tym większa szansa zdobycia karty (wg. informacji na stronie jest ich 100 000). Aby mieć pewność zdobycia (albo aby bardziej nakręcić liczbę sprzedanych batonów 😉 ) na stronie można sprawdzać, na którym miejscu w rankingu jesteśmy. I tak do 13 czerwca – ci którzy wówczas znajdą się na miejscu 1-100 000, dostaną pocztą kartę do telefonu (ponoć będzie można wybrać dowolny numer, ale… to już kilka razy było – i jakoś nigdy tak do końca wyboru nie było; poza tym każda pula wcześniej czy później się wyczerpuje).

Kolejny krok to doładowania. Aby to zrobić trzeba kupić Snickersa i… trafić na kod promocyjny. Gorzej, że te kody mogą mieć wartość np. 20 groszy, co nie wystarczy nawet na wykonanie jednego połączenia (tak, za 50 i 500 zł też mają być, ale – jak to zwykle – takie są zapewne rzadkie). Inna droga doładowania to telefon stacjonarny (co wyklucza wcale niemałą grupę osób, którzy pozbyli się go). Na koniec droga standardowa (uff, też jest) 😉

CIekawy jest cennik. Nawet bardzo… Wedle tego, sieci abonamentowe nie istnieją (a może ze Snickersa nie będzie można się na nie dodzwonić?), podobnie jak sieć Avonu i Carrefoura. Chyba, że po dogłębnych badaniach okazało się, że grupa docelowa nie posiada w ogóle telefonów abonamentowych, ani też w A. i C. No i do rodziców ani innych osób mających takowe, nie dzwonią.

Niestety, tego typu cennik, to chyba najgorsze, co może być. Telefon do każdej wymienionej sieci kosztuje inaczej, na dodatek najtańsze połączenie głosowe, nie oznacza najtańszego SMSa, ani MMSa. Dzięki temu bardzo trudno mieć kontrolę nad własnymi wydatkami…

Całość dowodzi, że nie jestem grupą docelową (czego łatwo się domyślić), ale… To mnie rozwaliło:

„Wkręć się w szołbiznes.
Masz dość oglądania w reklamach wypacykowanych 30-latków udających, że jeżdżą na deskorolkach? Weź sprawy w swoje ręce i wystąp w reklamie Snickersa®. Czekaj na szczegóły.”

Czyli będąc (prawie) 30-latką, nie mam czego szukać 😉 W takim razie nie będę. Przerzucam się na pistacje.

Snickers z orzechami laskowymi – gdzie one są??

Nie od dziś wiadomo, że jeśli w ogólnie (nie mówiąc, że szeroko) dostępnym medium pojawia się reklama czegoś, to to coś powinno być już dostępne. Inaczej oznacza to, że pieniądze poszły w błoto…

Kto dziś pamięta, że… Polaroida (a dokładnie aparat fotograficzny „wypluwający” zdjęcie od razu po jego wykonaniu) wymyślił Kodak? Prawie nikt, bo Kodak się mocno zareklamował, po czym nie dostarczył na czas do sklepów produktu. Kilka dni (może tygodni, nie pamiętam dokładnie) później w sklepach pojawił się produkt Polaroida. Ludzie nie chcieli czekać w nieskończoność i tak P. zbił kapitał na reklamie Kodaka i jego nieudolności dystrybucyjno-planistycznej.

W niedzielę mignęła mi w telewizji reklama Snickersa. Nie przepadam, choć, oprócz Bounty, to jedyny baton firmy Mars, który w miarę jest dla mnie jadalny. Moją uwagę przykuło jednak zakończenie, pokazujące nowego Snickersa – z orzechami laskowymi (dziś tu znalazłam, że jesienią można je było wygrać w konkursie). Jeśli coś zawiera orzechy laskowe (albo nerkowce), to od razu mi ślinka cieknie. W poniedziałek obeszłam wszystkie półki ze słodyczami w markecie, w którym robiłam zakupy. Przez ostatnie dni przejrzałam (przy okazji) półki w kilku innych sklepach „naziemnych” i internetowych. Nie ma – nigdzie nie ma (a w większości sklepów nawet panie zerkały na mnie zdziwione o czym ja mówię). Podejrzewam, że kiedyś się pojawi. Tylko do tego czasu ja już zapomnę i/lub odechce mi się go szukać. Batonów jem na tyle niewiele i na tyle rzadko, że jeśli po prostu nie znajdzie się na wprost mnie, to go nie zauważę, bo nie zaglądam na tamte półki.

I tak firma Mars, spóźniwszy się, straciła klienta. W mojej osobie – jednego, ale podejrzewam, że takich jak ja, mogło być znacznie więcej…